a story lives forever
Register
Sign in
Form submission failed!

Stay signed in

Recover your password?
Register
Form submission failed!

Web of Stories Ltd would like to keep you informed about our products and services.

Please tick here if you would like us to keep you informed about our products and services.

I have read and accepted the Terms & Conditions.

Please note: Your email and any private information provided at registration will not be passed on to other individuals or organisations without your specific approval.

Video URL

You must be registered to use this feature. Sign in or register.

NEXT STORY

Invasion of Czechoslovakia

RELATED STORIES

The events of December '70 seen from the perspective of prison
Jacek Kuroń Social activist
Comments (0) Please sign in or register to add comments

No tak, ale przede mną otworzyła się otchłań więzienia, przy czym ja przez ten cały okres, aż do procesu, a proces był dopiero w styczniu 1972 roku, siedziałem z poczuciem, że będę siedział piętnaście lat, bo tak wszyscy mówili. I ja to przyjąłem jako sposób na życie, bo to jest sposób na życie w więzieniu, żeby nie czekać na koniec, nie ma. I to był taki... siedzi się w więzieniu tyle ile się wie, że się będzie siedzieć. Istnieje cały czas przed tobą i żaden czas za tobą. I on istnieje przecież w twojej świadomości, to jest ten czas więzienny. Więc wtedy ja siedziałem piętnaście lat. Tak sobie wymyśliłem, że wyjdę stary i w związku z tym musiałem się przystosować do starości. I ta lekcja, to nie lekcja, tylko to przystosowanie się, to nastawienie się na to, że już młodość mam za sobą, bardzo mi pomogło, bo potem nie odczułem takiej sprawy w ogóle, aż po dzień dzisiejszy, wtedy ją przeżyłem. Byłem wtedy znów długo na Mokotowie, a potem przewieziono mnie do Wronek, gdzie już do końca siedziałem. To jest takie stare, pruskie więzienie. Siedziałem jak zwykle w tych więzieniach z samymi kryminalnymi. Tam... wiesz, Wronki to recydywiści. Poznałem coś, co mało komu jest dane tak blisko i tak głęboko poznać. Ten lump tak strasznie już odczłowieczony istnieje, tak nieludzko odczłowieczony, bo to z reguły matka alkoholiczka, dom... zakład wychowawczy jako dziecko, zakład poprawczy, więzienie, właściwie dożywocie z przerwami. Tam też przeżyłem grudzień '70 roku. Naprzód był komunikat, że były rozruchy, kryminalne elementy, stłumiono. Do miasta wrócił porządek, był komunikat w gazecie i w radiu, bo to tam jest taki głośnik, szczekaczka, jeszcze jedno przekleństwo więzienia, że trzeba bez przerwy tej szczekaczki słuchać. No ale wtedy to błogosławione, bo słychać komunikat, że się dzieje, że się uspokoiło, a potem przyszła taka noc, kiedy słychać było przez cały czas tupot nóg i do naszej celi sprowadzano ludzi z innych cel. Znaczyło to, że do więzienia dosadzają innych ludzi, tylko nie mogliśmy się dołapać kogo. To jest takie stare, murowane, pruskie, wielkie więzienie w środku hala i takie piętra, ganki, siaty, schody w środku, to wszystko jest drewniane. Więc jak w drewniakach ludzi sprowadzają kolejne piętra na dół, bo nas tak dogniatano, no to całe to więzienie chodzi, chodzi, chodzi tak cała noc chodzącego więzienia, rano już grypsami dowiedzieliśmy się, że na górę przewieziono z Sztumu ludzi spod Gdańska i z innych więzień z rejonu wybrzeża. Oraz magazyn odzieżowy nam doniósł, że przywożą ludzi z łapanek z Poznania. I to już było wiadomo, że rozruchy mają jakiś niesłychanie wielki zasięg. Zresztą jeszcze tego samego dnia, do pracy nas nie puszczono i tego samego dnia zaprowadzono mnie do siostry, bo coś mi tam dolegało i to jest pierwsze pięterko i stamtąd przez okno zobaczyłem czołg, który obstawiał więzienie, jeden z wielu czołgów, które obstawiały w tym czasie więzienie i ja akurat ten odcinek widziałem. I zaraz potem to przemówienie Cyrankiewicza, przerażające zupełnie, ale dające wyraźnie obraz tego, że właściwie w ogniu stoi cały kraj. Ja je tak słuchałem, jak tego z 1956 roku. Ono jest tak podobne strasznie. Zdawało się, że w ogóle czas się cofnął. Dwa razy miałem takie poczucie cofania się czasu. Raz, kiedy przybiegła Irka Żyto do mnie do domu na Żoliborz i mówi, że na Narutowicza, 8 marca studenci wznoszą okrzyki, a pod ten podjeżdża milicja, to zdawało mi się, że cofnęliśmy się w 1957, a teraz cofnąłem się, słuchając tego Cyrankiewicza cofnąłem się w czerwiec 1956 roku i miałem poczucie, że to jest moment, od którego ruszy naprzód... zastanawiałem się, czy znowu będziemy mogli powtórzyć '56 rok i wydawało mi się, że tak. Nie zdawałem sobie sprawy jak wielka pustynia tu jest wśród intelektualistów. Potem cały czas z uchem w głośniku, żeby usłyszeć jak się odezwą intelektualiści. I słyszę nagle zebranie intelektualistów, intelektualiści, artyści i tego i owego i uchwalili, że Zamek będziemy odbudowywać. Zrozumiałem, że to koniec. Miałem pełną świadomość, że jak inteligencja się w ten interes nie włączy, to to na tym poziomie musi się zatrzymać. No i wkrótce potem już nas wypuszczono, przed terminem znów, bo profesor Lipiński udał się do Gierka i powiedział, że trzeba rozliczyć się z Marca, jako że, przede wszystkim wypuścić tych co siedzą, a siedzi już wtedy i Karol i ja, bo innych wypuszczono z amnestii.

Well, yes, but now I was faced with the prospect of prison. Throughout this whole time right up until my trial, which didn't happen until January '72, I was under the impression that I was going to be locked up for 15 years because that's what everyone was saying. I accepted that in order to get through that period, because that's the only way you can get through in prison, not to be waiting for the end because there isn't one. That's how it was. You're in prison for the length of time you know you're going to be there. Time stretches out ahead of you but there's no time behind you. This time exists in your own head, this is the time in prison. So at that point, I was in there for 15 years. I imagined that I would be old by the time I came out and so I'd have to get used to being old. And that lesson, it wasn't a lesson really, that adaptation, that perception of the fact that my youth had gone helped me enormously because later, I didn't have an issue with this at all, even to this day, because I went through it then. I spent a long time in Mokotów after which I was moved to Wronki where I stayed for the rest of my sentence. It's a very old Prussian prison. As always, I was locked up with criminals. There, you know in Wronki, it's all repeat offenders. I learned something there which few people ever have the chance to see from such close quarters: the lumpenproletariat so terribly dehumanised because usually the mother had been an alcoholic, as a child they'd been in a remand home, followed by prison, so their whole life had been a life sentence with the odd break. It was there that I lived through December '70. First, there was a news bulletin saying there had been disturbances by criminals which had been suppressed. The city had been restored to order said a news item in the paper and on the radio - that was one more curse of life in prison: the 'yapper', a loudspeaker that we were forced to listen to non-stop. However, on that occasion, it was a blessing because I could hear the bulletin about the riots and then that they had stopped, and then one night all night long we could hear the sound of footsteps and people were brought into our cell from other cells. This meant that they were bringing new prisoners to our prisons but we couldn't find out who. It's an old, brick-built, enormous Prussian prison with a central hall, several levels, walkways, nets, a central staircase, and everything was made of wood. So when people, all of whom were wearing clogs, were being brought down from other floors, because we were being squashed in all together, the whole prison would vibrate and shake and this went on all night. By the morning we'd already learned through coded messages that people from outside Gdańsk and from other prisons in the coastal region had been put on the top floor, and then the uniform store passed a message to us that people were being brought who'd been rounded up in Poznań. So we knew then that this unrest was very widespread. That same day we weren't let out to work, and the same day I was taken to see the nurse because there was something wrong with me. She was on the first floor and there through the window, I saw a tank positioned outside the prison, it was one of many that were surrounding the prison at that point, and I managed to see a bit of it. Straight after that came the speech by Cyrankiewicz, it was terrifying but it gave a clear picture of the whole nation being in flames. I listened to it in the same way I listened to the speech given in '56. It was equally terrifying. It felt as though we'd gone back in time. I had that sensation of going back in time on two occasions. Once when Irka Żyto came to my home in Żolibórz saying that on the Narutowicz Square, 8 March the students are shouting slogans, and then the police vans arrived, and then I had the feeling that we'd returned to '57. And now, as I was listening to Cyrankiewicz, I had the feeling that I was back in June '56 and felt as though this was the moment from which everything would surge forward... I wondered whether we'd be able to repeat '56 and I had the feeling that we would. I didn't realise what a great barrenness there was among the intellectuals. After that I kept my ear glued to the loudspeaker to hear what the intellectuals would have to say. Suddenly, I heard there was a meeting of the intellectuals, artists, various others, and they'd decided that we were going to rebuild the Castle. I realised this was the end. I was completely aware that if the intelligentsia does not join in, then it would progress no further. Soon after that we were released, before the end of our sentences again because Professor Lipiński had paid Gierek a visit and had told him that the account needed to be settled with March meaning that those who were still imprisoned need to be released, and the only ones who were still imprisoned were Karol and myself because the others had been released under the amnesty.

The late Polish activist, Jacek Kuroń (1934-2004), had an influential but turbulent political career, helping transform the political landscape of Poland. He was expelled from the communist party, arrested and incarcerated. He was also instrumental in setting up the Workers' Defence Committee (KOR) and later became a Minister of Labour and Social Policy.

Listeners: Jacek Petrycki Marcel Łoziński

Cinematographer Jacek Petrycki was born in Poznań, Poland in 1948. He has worked extensively in Poland and throughout the world. His credits include, for Agniezka Holland, Provincial Actors (1979), Europe, Europe (1990), Shot in the Heart (2001) and Julie Walking Home (2002), for Krysztof Kieslowski numerous short films including Camera Buff (1980) and No End (1985). Other credits include Journey to the Sun (1998), directed by Jesim Ustaoglu, which won the Golden Camera 300 award at the International Film Camera Festival, Shooters (2000) and The Valley (1999), both directed by Dan Reed, Unforgiving (1993) and Betrayed (1995) by Clive Gordon both of which won the BAFTA for best factual photography. Jacek Petrycki is also a teacher and a filmmaker.

Film director Marcel Łoziński was born in Paris in 1940. He graduated from the Film Directing Department of the National School of Film, Television and Theatre in Łódź in 1971. In 1994, he was nominated for an American Academy Award and a European Film Academy Award for the documentary, 89 mm from Europe. Since 1995, he has been a member of the American Academy of Motion Picture Art and Science awarding Oscars. He lectured at the FEMIS film school and the School of Polish Culture of Warsaw University. He ran documentary film workshops in Marseilles. Marcel Łoziński currently lectures at Andrzej Wajda’s Master School for Film Directors. He also runs the Dragon Forum, a European documentary film workshop.

Tags: Mokotów, Wronki, Prussian prison, Gdańsk, Poznań, Józef Cyrankiewicz, Irena Żyto, Edward Lipiński, Edward Gierek

Duration: 5 minutes, 15 seconds

Date story recorded: 1987

Date story went live: 12 June 2008